poniedziałek, 29 lutego 2016

Kylo Ren i reszta świata

Z tytułu wyczytałeś pewnie, że post będzie dotyczył postaci występującej w Gwiezdnych Wojnach. Na samym początku mam do powiedzenia tylko jedno słowo - przepraszam. Bardzo długo mnie tu nie było, totalnie zaniedbałam bloga, teraz chciałabym to naprawić, nie mogę tego tak zostawić. Założyłam bloga po potrzebowałam miejsca, dzięki któremu świat poznałby moją opinię, a potem to miejsce opuściłam. Nadal tego potrzebuje. Dlatego obiecuję - a ty mi świadkiem - że drugi raz tego nie zabiję. Póki co dość o tym, przejdę do właściwej treści posta
Na początku chciałabym ostrzec osoby zainteresowane Gwiezdnymi Wojnami, które jeszcze nie obejrzały najnowszego filmu, moja wypowiedź może zawierać spojlery.

Czemu tak właściwie lubię Gwiezdne Wojny?

Gwiezdne Wojny stanowią moje dzieciństwo. Dorastałam oglądając filmy o rycerzach Jedi, podczas gdy wszystkie dziewczynki uwielbiały lalkę Barbie, moją idolką była księżniczka Leia. Z biegiem lat coraz więcej rozumiałam, dostrzegałam niektóre wady sagi uważanej przeze mnie za idealną, lecz nadal ją kochałam. Gwiezdne Wojny to świat pełen przygód, w którym zostawiłam swoje wczesne dni. Bardzo dużo z nimi wiąże.
Najpiew była opowieść, powstało siedem filmów, mnóstwo książek, komiksów, zabawek… Lucas wykreował maszynę, która wprawiła w ruch cały wszechświat.

Sama postać Kylo Rena. 

Gdy zobaczyłam pierwszy zwiastun i jego miecz byłam zaskoczona. Tak po prostu. Internet śmiał się, bądź wyrażał swój gniew, czasami po prostu milczał. Ja milczałam razem z nim. Za bardzo cieszyłam się z kontynuacji mojego ulubionego filmu, by przejmować się absurdalnym mieczem. Potem po prostu śmiałam się z memów przedstawiających owy miecz, najpierw to było zabawne.
Podczas seansu - dwa dni po premierze moje najbliższe otoczenie uprzejmie milczało - gdy po raz pierwszy Ren pojawił się na ekranie pomyślałam sobie, że to będzie dobra postać. Przez pierwszą połowę filmu miałam racje. Później zaczął się zachowywać jak rozpuszczony dzieciak. Troche mnie to zirytowało. Jeszcze jak zdjął maskę… wtedy włączyła się we mnie typowa hejterka (ugh… nie cierpię używać tego słowa.) i pomyślałam, że to jakiś kiepski żart. Chyba nie ja jedna spodziewałam się, że do tej roli znajdą drugiego Haydena Christensena, co nie? Gdy zabił Hana Solo, oficjalnie go skreśliłam. Znalazł się brzydki, rozwydrzony dzieciak i zamordował moją ulubioną postać. Nie! Tego już nie chciałam tolerować. Po wyjściu z kina zaczęłam oceniać Kylo Rena bardziej surowo. Jednakże dostrzegałam parę podobieństw między mną, a postacią. Może byłoby lepiej, jakby dla mnie nie istniały. Może.
Dopiero niedawno, całkiem długi czas po premierze postanowiłam przeanalizować Kylo Rena jeszcze raz. Odrzuciłam kłębiący mi si w głowie wizerunek Dartha Vadera, który przyćmiewał osobny charakter postaci. Tak, Kylo Ren jest zupełnie inną postacią. Zacznijmy od tego, że jest ślepo zapatrzony w swojego dziadka, chciałby być taki jak on. To właśnie zmusza do porównania go z jego poprzednikiem. Porównując Kylo Rena do Dartha Vadera nie masz szans, by dostrzec, jaką oryginalną jest postacią.
Rozdarty między dwoma stronami, niepewny, ślepo pragnący potęgi. Tragiczna postać, jakiej jeszcze nie było. Nie jest potężnym Darthem Sidiousem, który nie cofnie się przed niczym. Nie jest Darthem Vaderem, pełnym gniewu, skrywającym w sobie myśli o zabitej żonie i dzieciach, które - według tego, co mu powiedziano - nigdy się nie narodziły. Skrywa zupełnie inny charakter, tak wiele cech, tak wiele tajemnic, które dopiero odkryjemy. Wcześniejszych antagonistów prościej było rozgryźć, nieprawdaż?

wtorek, 19 stycznia 2016

Czym dla mnie są książki?

Oto pierwszy, normalny post!
Błąd. Spróbuję jeszcze raz.
Oto pierwszy post zawierający prawie sensowną treść.
Trochę myślałam, o czym mogłabym napisać. Jedna część umysłu - ta bezlitosna, która mogłaby palić szpitale (no dobra, nie) - powiedziała ,,Żyje się tylko raz! Jedziesz prosto z mostu i krytykujesz jakieś książki po całości!". Ta druga, bardziej emocjonalna, posiadająca wolę przetrwania w dziczy (czyt. trzymająca język za zębami) stwierdziła, że ten post powinien być o czymś bardzo ważnym.
Mogłabym pójść na całość - opowiadać o stracie, o tym, co dla mnie znaczy kolor srebrny, o moich snach… Zamiast tego zdecydowałam się na coś, co jest ważne, a jednocześnie mogę opowiadać o tym bezpiecznie, nie obnażając całej swojej duszy na starcie.
Jak się pewnie domyśliłeś, drogi czytelniku, ten post będzie o książkach. Konkretnie o tym, dlaczego książki stanowią ważny element mojego życia.
Pierwsza książka, którą samodzielnie trzymałam w ręce, to była chyba ,,Piotruś Pan i Wendy". Prześliczne wydanie - fantazyjne pismo, kolorowe ilustracje. Na widok czteroletniej mnie, próbującej rozczytać fantazyjne pismo, moja mama złapała się za głowę i wyrwała mi książkę. Powiedziała wtedy: ,,Dziecko, przeczytasz to, gdy będziesz starsza! Jednej strony tej kaligrafii nie rozczytasz do końca dnia! Ledwo nauczyłaś się czytać! Przyniosę ci coś innego.".
Byłam smutna. Dlaczego? Zachwyciły mnie piękne obrazki, namalowane na stronicach tej książki. Chciałam ją przeczytać i to bardzo. Zamiast niej mama przyniosła mi opowiadania o zwierzętach. Nie tak ładne, jak ,,Piotruś Pan i Wendy", lecz wspaniale wspominam tą książkę, jako pierwszą przeczytaną samodzielnie.
Gdy skończyłam 6 lat, w końcu sięgnęłam po ,,Piotrusia Pana..." i zakochałam się w tej książce. Przeczytałam ją pięć razy - to było dużo, jak na moje możliwości wtedy. Na następny taki fenomen czekałam dwa lata. Książką, która ponownie zaczarowała mój świat to ,,Harry Potter"
,,Harry Potter" jest powieścią, która zmieniła moje życie na dobre. Wtedy czytanie przestało być dla mnie zwyczajną przyjemnością - stało się ucieczką. Sięgałam po książkę i świat znikał. Byłam zamknięta w pięknych książkach. Śniłam o nich. Myślałam o nich. Mój cały świat wypełniły historie.
Tym właśnie dla mnie są książki - czymś więcej, niż martwymi przedmiotami na półce. Autorzy tchnęli w swoje opowieści życie i potem nadeszła nasza kolej, by uczynić te historie piękniejszymi. Pisząc książki uruchamiamy maszynę tworzącą nowy, piękny świat.
A jakie jest Twoje zdanie? Czym dla Ciebie, drogi czytelniku jest książka? 

niedziela, 17 stycznia 2016

Jakoś trzeba zacząć

Ponoć wszystko, co robiliśmy w życiu doprowadziło do obecnej sytuacji. Każda nasza decyzja sprawiła, że jesteśmy tu i teraz.
Stawiam przed wami owe pytanie: co robiliście w życiu i jakich zbrodni dokonaliście, że czytacie tego posta?
Nie próbujcie nawet udawać, że nie widzieliście tamtej linijki. Ja wiem, że czytacie to zdanie. Wasze wybory doprowadziły was tutaj - na Niezdecydowane Agrysze. Teraz macie dwie opcje - zostać tutaj, albo odejść, zawsze można zamknąć stronę. Ja nikogo nie zabiję. Najwyżej trwale okaleczę *śmiech*
Treść tego posta jest żartem - zwłaszcza ostatnie zdanie. Po prostu jakoś trzeba zacząć.